Na życzenie. Niezbyt to sprawdziłam, więc błędów pewnie będzie od groma.
Rzeczywistość ma to do siebie, że wcale nie musi być logiczna czy sensowna.
To najrozsądniejsze, co można stwierdzić, gdy słyszy się w lokalnym programie telewizyjnym, że ta starsza pani z siódmego piętra zmarła po tym, jak na głowę spadła jej mikrofalówka.
Jak podaje prasa (bo prasa nigdy nie odpuści, a już na pewno nie takiego tematu) narzędzie zbrodni było własnością ofiary. Wypadło z jej własnego okna, gdy przechodziła pod nim wracając ze sklepu.
Mieszkanie było zamknięte, kluczy był tylko jeden komplet.
Oczywiście, że pani Dobrzyńska miała go przy sobie w chwili śmierci.
Następnego dnia całe osiedle mówi już tylko o jednym. Młodą kobietę znaleziono martwą w jej mieszkaniu. Uduszoną kablem. W chwili znalezienia ciała nie żyła od dwóch dni.
Mieszkanie zamknięte od środka, jakżeby inaczej.
Gdy zdrowy rozsądek mówi „przypadek”, media oczywiście wołają „seryjny morderca”.
Tym razem, dla odmiany mieszkanie nie było zamknięte. Żyło tam małżeństwo z dwójką dzieci.
Odstawiwszy dzieci do szkoły, matka wpadła na plotki do koleżanki z bloku naprzeciwko. Gdy po powrocie znalazła męża przygniecionego przez lodówkę, krzyczała bardzo długo.
Trochę za szybko przestało to być śmieszne, nawet dla dzieci.
Cztery dni później dziennikarze szaleli. Trzy śmierci jeszcze można podciągnąć pod przypadek. Sześciu już nie.
Rodzice przestali pozwalać swoim pociechom samotnie bawić się na podwórku. Wyprawy do sklepów czy znajomych odbywały się teraz całą rodziną.
Dom zawsze kojarzył się ludziom z bezpieczeństwem. W chwili, gdy niewidzialny morderca przenika przez zamknięte drzwi czują się oszukani.
Czteroletnia dziewczynka. Konduktor. Kasjerka w sklepie za rogiem.
Nauczycielka plastyki w podstawówce, taksówkarz, kelnerka, dentysta, student anglistyki.
Między innymi.
Jakiś genialny dziennikarz zauważył, że wszystkie morderstwa (wszyscy już przyjęli, że tak musi być) związane są ze sprzętem elektryczny.
No cóż, trudno, robimy sobie odwyk od komputera.
Parę rodzin wyjechało. Zaczęły też krążyć niestworzone opowieści, jakoby zwykłe sprzęty zyskały samoświadomość. I zaczęły się mścić. (Ale nie wiadomo za co.)
– Ta, jasne – śmiali się ludzie. – Za parę dni zaczną nas atakować także rośliny, co?
Następnego dnia znaleziono martwe trzy osoby.
Nie wiadomo jakim cudem, ale bluszcz pnący się po bloku rozbił okna i oplótł śpiących ludzi tak, że uniemożliwił im oddychanie.
Mieszkania w osiedlu staniały. Nawet bardzo. No, w końcu ludzie sprzedawali je na gwałt.
Po dwóch tygodniach nie mieszkał tam już nikt.