czwartek, 4 sierpnia 2011

Za zgony wywołane moją głupotą nie odpowiadam. Czytacie to na własną odpowiedzialność.


Krople deszczu uderzały w okna głośno i gwałtownie. Zza nich było widać niebo, całkowicie zasłonięte ciężkimi, ciemnoszarymi chmurami. Wszystko wydawało się dziś wyblakłe, czy to las, czy olbrzymi hol tego starego domu. Na dodatek wszystko tutaj było pokryte grubą warstwą kurzu.
Było to jedno z najbardziej ponurych miejsc, jakie Agnieszka widziała. No i nie było zasięgu.
– To to mamy przechlapane, co? – zawołał jej ojciec radosnym tonem. Dla niego olbrzymie drzewo tarasujące drogę, konieczność spędzenia nocy w tym koszmarnym miejscu i ta ulewa to były powody do radości. Będzie potem biegał po biurze i chwalił się tym kolegom z pracy. Był naprawdę przewidywalny. I lekko szurnięty.
– Idę sprawdzić, co jest w reszcie pokoi – stwierdziła matka Agnieszki, i ruszyła do jednych z drzwi. Jej brat Piotrek nawet nie podniósł wzroku znad książki.
Pięknie się zapowiada ten wieczór – mruknęła w myślach dziewczyna.

***

Agata szła korytarzem. Dywan pokrywała paro centymetrowa warstwa kurzu. Nigdzie nie było też okien, więc nic nie widziałaby, gdyby nie mała, kieszonkowa latarka którą przezornie zabrała ze sobą. W końcu po swojej lewej stronie zauważyła drzwi. Nacisnęła klamkę i pociągnęła je do siebie. Otworzyły się z potwornym skrzypieniem.
Poczuła się, jakby ktoś ją obserwował.
Nikłe światło latarki oświetliło nakryty stół i stojące za nim krzesła. Podeszła do niego. Jak wszystko inne pokrywał go kurz. Wzięła do ręki jeden z talerzy i przetarła go rękawem.
W białej porcelanie odbiło się jakieś światełko.
Natychmiast się obróciła. Zaniepokojona pomachała latarką. Nie było tam niczego, czego nie było wcześniej. Przynajmniej niczego, czego wcześniej nie zauważyła.
Drzwi zaskrzypiały ponuro i cicho trzasnęły.
– Kto tu jest? – zapytała Agata. - Adrian, jeśli robisz sobie żarty, to...
Kątem oka dostrzegła ruch na stole. Obróciła głowę w tamtą stronę.
Usłyszała świst powietrza i poczuła obezwładniający ból w oku.

***

– Mama coś długo nie wraca – zauważyła Agnieszka. Piotrek nawet nie podniósł wzroku znad książki, a tato spacerował nerwowo w to i we wte.
I w końcu nie wytrzymał.
– Idę po nią! – Krzykną przesadnie dramatycznym głosem.
– To idź – burkną Piotrek przewracając kartkę.
Więc poszedł.

***

Pokój, w którym się znalazł był biblioteką – co do tego nie było wątpliwości. Na zakurzonych okładkach tytuły w większości były po łacinie. Regały tworzyły prawdziwy labirynt. Adrian już po chwili zabłądził pomiędzy nimi.
A to wcale nie było przyjemne. To, że parę ciężkich tomów zleciało mu na głowę również nie należało do najmilszych rzeczy, jakie go dziś spotkały. Tak naprawdę, to niewiele było w tym dniu miłego. Stale towarzyszące mu uczucie, że ktoś się na niego gapi wcale nie pomagało.
Gdy spadła na niego – sądząc po wadze – cała Encyklopedia Britannica ciarki przeszły go po plecach.
Coś nagle świsnęło mu tuż koło ucha i wbiło się w pobliski regał. Była to mała latka do gry w rzutki.
– Co do...? – wyrwało mu się. Coś zatrzeszczało.
Wtedy regał zakołysał się i zaczął padać prosto na niego.

***

Agnieszka miała wrażenie, że oszaleje. Tutaj, zaraz. Odchodziła od zmysłów, a jej „kochany” braciszek spokojnie czytał sobie książkę, jakby nigdy nic. Bóg jeden wie, co mogło się stać rodzicom. Zabłądzili? Zagryzły ich żywcem myszy? Może był tu jakiś seryjny morderca, czekający tylko, aż się rozdzielą...
Podzieliła się swoimi obawami, z bratem, który tylko wzruszył ramionami w odpowiedzi.
– czy do ciebie w ogóle dociera, co mogło im się stać?! – wrzasnęła w końcu histerycznie.
– Za bardzo się przejmujesz – odburknął Piotrek nie odrywając wzroku od książki.
Dziewczyna prychnęła pogardliwie.
– Ktoś tu musi – odcięła się. – W końcu ciebie nic nie interesuje oprócz tych twoich książek.
– Biorąc pod uwagę, że to ja na okrągło czytam horrory, logiczniejsze by było, gdybym to ja popadał w paranoję.
Agnieszka rzuciła mu mordercze spojrzenie. Nawet w takiej chwili nie mógł się powstrzymać i nie udowodnić wszem i wobec że jest od niej mądrzejszy.
– Nie martw się, pewnie po prostu nadal zwiedzają tą ruderę – spróbował ją pocieszyć.
Nagle w oddali coś huknęło. Agnieszka wrzasnęła.
– A to co miało być? – histerycznie zapytała brata. – Może pewnie zwykły wiatr, co?!
– Uspokój się. Na pewno nie idzie na nas żadna armia zombie.
Dziewczyna nabrała ochoty zawyć z wściekłości.
– Idę, i zobaczę co to było! – zawołała.
– To idź, droga wolna.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi, którymi wcześniej wyszli ich rodzice.

***

Korytarz był ciemny, pełen kurzu i pachniał stęchlizną. Nie miała latarki, więc jej jedynym źródłem światła była komórka, a ona za dużo go nie dawała. Ciągle miała też wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Była jednak pewna, że tylko to sobie wyobraziła.
Paranoja. Popadam w paranoję – pomyślała.
Nagle coś huknęło w oddali. Przyspieszyła kroku. Ciarki przeszły jej po plecach.
Blady promień światła oświetlił drzwi znajdujące się na końcu korytarza. Drżącą ręką sięgnęła do klamki. Miała złe przeczucia. Bardzo złe.
Drzwi ustąpiły z dźwiękiem przypominającym przeciągniecie paznokciami po tablicy.
Znalazła się w pomieszczeniu tak samo ciemnym jak korytarz, i równie zakurzonym.
Podniosła komórkę do góry i odskoczyła z krzykiem. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że zobaczył swoje odbicie w starym lustrze. Przez jego środek biegła potężna rysa.
Podeszła do niego bliżej. Była niecodziennie blada, miała szeroko otwarte ze strachu oczy i przyśpieszony oddech. I nadal miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Przez chwilę wpatrywała się w swoje odbicie.
Wtedy nad swoim ramieniem zauważyła jasny punkt. Odwróciła się. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden odgłos. Komórka wypadła jej z i roztrzaskała się o podłogę.

***

Piotrek denerwował się coraz bardziej. Nie z bardzo wierzył w opowieści siostry o psychopatach, duchach, czy demonach, które mogły kryć się po kątach domu. To prawda, atmosfera tu była rodem z horrorów klasy B, ale to nic nie znaczyło. Taka sama była u nich w klasie podczas niektórych lekcji, a nie znaczyło to, że nauczycielka od matematyki w szufladzie z przyborami geometrycznymi chowa tasak i zestaw noży. Zniknięcie rodziców też można było łatwo wytłumaczyć – mogli się przecież już dawno spotkać i razem zwiedzać budynek. Ponieważ komórka żadnego z nich nie miała zasięgu nie mogli ich o tym powiadomić. Agnieszka martwiła się więc całkiem bez powodu. Zawsze miała tendencję do popadania w paranoję, a racjonalne myślenie nie było jej mocna stroną.
Latarka, przy której czytał na chwilę zgasła, a potem zapaliła się znowu.
Świetnie, bateria się wyczerpuje – stwierdził w myślach. Odłożył książkę i zaczął grzebać w placku.
Po chwili latarka zgasłą na amen i zostawiła go w egipskich ciemnościach. Zaklną cicho pod nosem. Po ciemku nie miał zbyt dużych szans na znalezienie czegokolwiek.
Wyciągnął z kieszeni komórkę. Była na skraju rozładowania, a światła rzucała naprawdę niewiele.
Poczuł na karku czyjś wzrok. Obrócił się. Nikogo jednak nie zobaczył.
Deszcz nadal zaciekle walił w szyby.
Ciarki przeszły go po plecach. Dopadły go ponure myśli. A co, jeśli Agnieszka miała rację, i coś naprawdę mogło się stać?
Nagle usłyszał łomot. Rozejrzał się, mimo to nie znalazł jego źródła.
– Kto tu jest? – zawołał.
Pod wpływem przeczucia spojrzał za siebie. Pomyślał, że zwariował.
A potem była ciemność.