sobota, 14 maja 2011

DGM avatars

W swej nieskończonej łaskawości publikuję tu te oto stwory, które w znacznym stopniu odpowiedzialne są za zrujnowanie mojej psychiki. 50 sztuk. Godziny poświęcone na szukaniu artów i ściąganiu mangi tylko i wyłącznie w celu jej przerobienia. Parokrotne zacinanie kompa. Parę tysięcy tekstur.
I teraz pozostaje dylemat, czy się opłacało.


Nawet jak nie, to trudno. Za bardzo kocham męczyć sie z grafiką komputerową XD

Link do pobrania tych małych koszmarów: http://hostuje.net/file.php?id=920763fb362cb4cbf00159a456972c73

A następna paczka będzie z 1/2 Prince!
(I w ten oto sposób powiększam se regularnie wadę wzroku i pogłębiam psychozę :3)

środa, 4 maja 2011

GGstory

WaterMelons Sp. o . z. o. o.

Prezentuje:

GGstory

*fanfary*

Noc była ciemna i ponura. Taka z rodzaju "idź i nie patrz za siebie". Pewien mężczyzna w płóciennym kapturze zasłaniającym twarz podążał żwawym krokiem przez leśne zagajniki. Inny skryty w cieniu patrzył na niego z dachu leśniczówki. Dach poczuł się wykorzystywany, ale był uprzejmy z natury i głośno nie protestował.
Grunt był w ładnie zadbanej drodze. No może nie ładnej. Wszędzie było błoto. Kleiło się do butów i płaszcza. Wędrowiec westchnął ciężko i strząsnął z ubrania brud. Nie cierpiał brudu. Ten na dachu wstał i wyjął coś z torby. Miało to coś dziwny kolor, zmieniający się co chwila zresztą. I syczało. Jak te węże boa, przyczajone na gałęziach. Nikt nie lubił węży, a już zwłaszcza mężczyzna idący drogą. Jednak nie dane było mu się uporać z tym problemem.
Nagle usłyszał dziwny szelest, przypominający kamienie staczające się z potężnego górskiego zbocza. Odwrócił głowę. W jego twarzy nie było żadnych emocji, pozostała kamienna i nie wzruszona. Dziwna fiolka leżała już na ziemi pusta, a hidden blade na ręce wspinacza połyskiwał co jakiś czas kolorem. Wtem coś wybiegło na drogę. Jedna z gałek ocznych cosia trzymała się tylko na kilku nerwach. Coś z nieprzytomnym wyrazem twarzy wyjęczał "Zjem... ci... mózg...!".
-Zombie! - krzyknęła dziewczyna wyskakująca z krzaków przy drodze. Siedziała już tam pół godziny w oczekiwaniu na wędrowca. Tak miała namiar i cel do wykonania, oraz cos do odebrania. - Wstrętna poczwara zepsuła mój plan!
Mężczyzna wybuchnął perlistym śmiechem, który zdawał się nadawać jasnych odcieni wśród ciemności.
- Jesteś. - uśmiechnął się do dziewczyny - Przysłał cię klan, prawda?
Hidden blade się schował a niosący go ukrył się za drzewami.
Zombie powoli szedł drogą. Wiązka nerwów przytrzymujących oko stawała się coraz co raz cieńsza. W końcu gałka odpadła i potoczyła się po drodze. Błoto, mimo, iż nie najpiękniejsze, poczuło się dogłębnie upokorzone takim towarzystwem. Dziewczyna zerwała się do biegu. Nie podobało się jej całe to zamieszanie. Teraz będzie musiała znów czekać na dogodną porę.
Wędrowiec uśmiechnął się szyderczo. Bogowie dzisiaj mu sprzyjali. Najwyraźniej spodobał im się wisiorek, który stworzył zaledwie kilka tygodni temu, pochłaniając większość swojej mocy.
- Następnym razem przyjdź z większą bandą! - rzucił na koniec, widząc przez zaledwie sekundę wzrok uciekinierki. Wzdrygnął się.
To było spojrzenie pełne nienawiści i żądzy mordu.
Altair zrobił tylko minę która miała pokazywać że nic nie rozumie. Twarz naszego drugiego, aczkolwiek lekko nadgniłego bohatera miała taki wyraz cały czas. I właśnie zaczęła mu odpadać noga. Dziewczyna nie miała szczęścia. Zawsze wpadała na różne rzeczy leżące odłogiem. Tym razem była to noga naszego Zombie. Był to upadek w pięknym stylu. Przeleciała kilka metrów zanim upadła w zabłocony mech.
Wędrowiec przeszedł kilka kroków, mrucząc coś pod nosem. Z rękawa płaszcza wysunął długi kij. Uniósłszy go w obu rękach, zakręcił nim kilka razy, znacząc w powietrzu przedziwne wzory. Ciemność przeistoczyła się w światłość w obrębie kilku metrów. Jakby znikąd pojawiły się ogromne, drewniane drzwi. Mężczyzna otworzył je zamaszystym ruchem i pomachał do poszukującej go dziewczyny. Ale ona już nie zwracała na niego uwagi.
Altair był cicho bo nic nie zrozumiał. Zombie również nie za wiele skumał. Przekrzywił głowę, która i tak niezbyt dobrze się trzymała. Skutek był łatwy do przewidzenia.
Dziewczyna podniosła się z klęczek patrząc jak zahipnotyzowana w pewien punkt na linii lasu. Była już całkiem blisko wyjścia z niego. Obok znajdował się dom leśnika.
Na drodze pojawił się On" Musiała uciekać. Nie zdziwiła się, że tamten zdrajca uciekł.
Wędrowiec wyciągnął rękę, muskając jasną, przejrzystą poświatę zza magicznych drzwi. Przeszyły go dreszcze. "Zdrajca", jak był nazywany przez klany Alasandrii, odwrócił ponownie głowę, spoglądając na dziewczynę, całą wysmarowaną w błocie. W jego oczach tliła się dziwna czułość.
- Nie zrobię ci krzywdy. Ale pamiętaj - zamaszystym ruchem ręki zrzucił kaptur, ukazując światu młodą twarz bez skazy oraz długie, czarne włosy powiewające pod wpływem letniego wiatru - Jestem Kagami. Muszę spełnić swoje przeznaczenie i nawet ty tego nie zmienisz.
Po minucie wędrowiec zniknął. A drzwi nadal pozostały.
Altair widząc idące zombie nie wytrzymał.
-Po prostu zgiń, a nie gnijesz i zostawiasz za sobą smród i oderwane kończyny.-po tych słowach zaczął ciąć zombie mieczem. Miecz również poczuł się wybitnie nieszczęśliwy z takiego towarzystwa. Szczególnie, że stwór nie za bardzo potrzebował pomocy, by zmienić się w bezkształtną masę mięsa, kości i innych nieprzyjemnych rzeczy, bardzo psujących krajobraz. Może i krajobrazem była tylko ubłocona droga i lasek, który wyglądał dosyć mizernie, ale lepsze to, niż nic.
Dziewczyna miała już dość. Ganiała za Kagami przez niemal miesiąc, a teraz wszystko na marne. Może i stały przed nią drzwi. Tylko ciekawe co było za nimi. Już raz dała się nabrać i trafiła na jakieś pustkowia w podpiórkownicy dolnej.
***
Kagami westchnął z ulgą, widząc starą, dobrą, podniszczoną klitkę służącą mu za dom. Czy dom? To złe słowo. On nigdy nie miał własnego rodzinnego domu, w którym mógł beztrosko spędzać czas na wykonywaniu obowiązków i ciepłym uśmiechu kochających rodziców. Całe życie spędził w podróży.
- Kagami, jak podróż? - usłyszał znajomy głos, który go irytował przy każdym spotkaniu. Odwrócił głowę, przybierając na twarzy sztuczny, powitalny uśmiech.
- No witaj, Saitou.
***
-To może być ciekawe- pomyślał Altair. Cicho jak zawsze podbiegł do drzewa stojącego jak najbliżej domu. Wyjął dwa noże do rzucania i czekał w pogotowiu do pomocy dla którejś strony.
Nagle zobaczył nadciągającą drogą, niesamowicie malowniczą armię zombie. Nawet szczególnie się nie zastanawiał. Zwiał.
***
Armia zombie zbliżała się. Dziewczyna nie wahała się dłużej. "Raz kozie śmierć na wozie" wskoczyła za drzwi.
***
Kagami przez dłuższą chwilę patrzył prosto w oczy Saitou, osiemnastolatka o postrzępionych złocistych włosach. Jego najwierniejszego towarzysza i najgorszego wroga zarazem. "Całe życie to jeden wielki paradoks", warknął w myślach. Uwagę chłopców rozproszył okrzyk uśmiechniętej dziewczyny, której brunatne loki delikatnie opadały na smukłe ramiona.
- Kagami! - wykrzyknęła z radością i rzuciła się w objęcia chłopaka. Nikt nie zauważył niepokojącego dźwięku zza drzwi pomiędzy wymiarami.
***
Altair musiał uciekać jak najdalej od zombie. Jak najdalej lub jak najwyżej. Wyszukał najwyższe drzewo i zaczął się wspinać. -Byle panować nad sytuacją- powtarzał sobie
***
Dźwięk zza drzwi stał się głośniejszy. W pokoju zapadła cisza. Nagle z przejścia wyszedł około 70-centymetrowy, cały czerwony diabełek z ogonem zakończonym strzałką, rogami i widelcem w ręku. Diabełek rozglądał się po pomieszczeniu. Nagle za nim wpadła Brązowowłosa dziewczyna umazana błotem.
***
- Yumiko, daj spokój - Kagami starał się wyswobodzić z objęć nachalnej dziewczyny. Od tamtego momentu, dwa miesiące temu nie dawała mu ani chwili wytchnienia, uważając się za jego ukochaną. To frustrujące. Czasami miał ochotę uderzyć dziewczynę, ale przecież nie był masochistą/sadystą/czy kimś tam jeszcze. Przepraszając cicho, odrzucił ramiona dziewczyny i poszedł w kierunku kuchni. Gdziekolwiek. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zauważył ścigającej go zaledwie kilka minut temu dziewczyny.
***
Zombie i zombie. Wszędzie! Skąd one się tu wzięły. Pewnie z umysłu rudowłosej sadystki lubiącej czekoladę. Ale trzeba przeżyć! -Jest tu kto? -woła ze szczytu drzewa.
***
Eana stanęła oko w oko z osobą, którą ścigała. Postanowiła załatwić to tu i teraz. Szybko i cicho wypowiedziała słowa:
-Naria reisa. - chłopak przed nią został związany zaklęciem. - Teraz gadaj gdzie to jest!
Kagami uśmiechnął się złośliwie, starając jak najszybciej wyswobodzić z ucisku zaklęcia. Musiał zyskać na czasie.
- Śmiesz zadzierać z Lustrem, jednym z Panów Otchłani?
- Jasne - na twarzy Eany pojawił się dziwny uśmiech - Wykonuję zadania i tylko to się liczy. Nie po to ganiam za tobą od miesiąca, żebyś mnie teraz zwodził. Gadaj, gdzie to jest?
- Zniszczyłem to.
***
Altair wszedł do domu niezauważony. To dobrze. Kagami go zauważył. Nic się nie stało. Pewnym ruchem zadał cios zatrutym ostrzem w rdzeń kręgowy. Delikatnie by nie robić większych szkód niż trzeba. Narkoza zadziałała natychmiastowo. Przeciwnik leżał na podłodze. A magia została zdjęta. -Odzyska czucie za 5 min.
***
Eana została zaatakowana przez zamaskowaną postać. Szybko wyciągnęła sztylet i pchnęła nim napastnika w kolano. Nie było to czyste zagranie, ale szybkie. Zawsze zapominali o kolanach, teraz również. Przeciwnik zachwiał się na nogach.
-Adriente. - wyszeptała w pośpiechu prosty czar mający na celu pozbawić go na moment przytomności. W tym czasie wypchnęła go za portal - Idź ty do Zombie.
Kagami zaczął się już budzić. Pchnęła na niego czar usypiający i z niemałym trudem wytaszczyła go za okno. Miejsce było idealne. Dokoła las.
***
Kagami nie był głupi. Doskonale znał się na magii, więc wiedział, że czar "Adriente" powodował natychmiastowe usypianie przeciwnika. "Melacios", wymówił bezgłośnie, starając się, by napastniczka nie ujrzała jego poczynań. W myślach skontaktował się z Saitou, muskając jego podświadomość. Tyle wystarczyło. Ten idiotyczny blondyn na pewno zrozumiał przesłanie. Zamknął oczy, zapadając w błogi sen. Tylko dlaczego nie mógł przestać myśleć o lśniących w blasku księżyca, kruczoczarnych włosach Eany, do jasnej cholery?!
***
Znowu tutaj. Trzeba się szybko ratować.
- ALUCARD STRAŻNIKU BRAMY PRZYBĄDŹ!!- pojawiła się wysoka postać w czerwonym płaszczu i żółtych okularach-wyciągnij mnie stąd do miejsca gdzie przed chwilą byłem.
-Tak panie.
***
Eana ciągnęła za sobą Kagamiego. Nie zwracała uwagi na to, że chłopak jedzie twarzą do ziemi!
***
Kagami śnił o podróży w dalekich krainach. Nie kontaktował, lecz podświadomie obiecał sobie, że jak tylko się obudzi, zaszlachtuję tę dziewczynę.
Może zaszlachtuje, może zrzuci z piramidy. Lub z wieży Elfia, czy jak się tam ten diaboł zwał. Sen robił się coraz przyjemniejszy.
Gdy nagle w jego idyllicznym śnie pojawiły się wściekłe muchomory w szpiczastych kapeluszach. Za nimi biegło stado krwiożerczych kaloryferów. Rzuciły się na niego z morderczym błyskiem białej, łuszczącej się farby. Prześwitująca przez nią rdza miała równie złowieszczy kolor. A w tle grała piosenka "Barbie girl".

Dziewczyna mamrotała pod nosem. Miała dość. Bo ile w końcu można ciągnąć 70kg żywej wagi? Przy okazji nakładała na ofiarę kolejne zaklęcia. Nie chciała przecież żeby się jej obudziła. Miała zamiar wypytać się Kagamiego o to co było na zwoju.
-Po co ten idiota to kradł? Potem jeszcze niszczyć taką rzecz! Przecież można było by zdjąć ograniczenia!

***
Saitou odczytał wiadomość od Kagamiego. Uderzył pięścią w blat stołu, powodując rozbicie srebrnych naczyń.
- Ups. - wyjąkał i wypuścił głośno powietrze. - No dobra, lecimy uratować głupiego Kagamiego.
Powtarzając w myślach wiązankę przekleństw, przeklinał towarzysza-przyjaciela-idiotę za wrodzoną głupotę. Wypowiedział kilka dziwnych słów. Na ścianie pojawiło się ogromne lustro. W jego tafli można było ujrzeć młodą dziewczynę taszczącą po ziemi Kagamiego. Z jej ust wydobywały się niecenzuralne słowa. "Niezła jest", uśmiechnął się Saitou i podrapał po złocistej czuprynie. "Gdyby nie była moim wrogiem, chętnie bym się z nią zakumplował".
Po sekundzie zniknął. Zjawił się w lesie, dokładnie naprzeciw porywaczki.
- No cześć. - wyszczerzył śnieżnobiałe zęby w złośliwym uśmiechu.

***
Alucard wchodził w teleport gdy jego pan zaczął przeszukiwać apteczkę. Wyciągnął fiolkę, powąchał, skrzywił się i przelknął. Następnie zaczął sobie obwiązywać kolano bandarzem. -Zabiję, zakopię, odkopię, spalę, zakopie! Na szczęście jest słaba w tego typu uderzeniach i pancerz zadziałał. Będzie przez jakiś czas bolało.
***
Porywaczka też uśmiechnęła się złowieszczo. I dopiero wtedy zauważył stojącą za nią armię różowych słoni.
Wtem rozległ się huk. Tuż przed nim otworzył się portal, a wygrzebał sie z niego znany nam już, mały, czerwony diabełek.
- Eee... znowu nie ta stacja. - skrzywił się pomiot piekielny, i wskoczył z powrotem w portal.
I w tym momencie Saitou zaczął się zastanawiać, czy ktoś przypadkiem nie robi sobie z niego jaj.

Eana skorzystała z sytuacji i rzuciła zaklęcie zapomnienia. Saitou cofnął sie w rozwoju do wieku przedszkolaka na jakieś 15 min. Nie miała już więcej energii. Całą moc jaką jej oddano wykorzystała. Musiała jak najszybciej znaleźć jakieś źródło wody.
-No ja nie mogę co za ciężki...-mruczała pod nosem.

Saitou z przerażeniem zaobserwował, że cały świat się powiększa. Co ta mała złodziejka zrobiła, do diaska?! I dlaczego jest taka duża? Spojrzał na swe dłonie i dopiero wtedy doszedł do zaskakującego wniosku. "Cofnęła mnie w rozwoju. Gnida.", warknął i pobiegł za przelatującym mu nad oczami motylkiem. Niech sobie Kagami sam radzi, nawarzył piwa, to i je wypije. Barwny motylek był w tej chwili zdecydowanie ważniejszy.
Tymczasem Kagami zaczął powoli wybudzać się z pięknego snu. Ach, dawno tak się nie wyspał. Szczególnie w ciągu ostatniego miesiąca. Tylko zaraz... dlaczego śnił o różowych słoniach, chichoczącym diabełku i włosach jakiejś dziewczyny? I dlaczego ma w ustach posmak gleby? No i dlaczego, do jasnej anielki, ta sama dziewczyna, której włosy go zauroczyły, ciągała go teraz za sobą?!
- Puść - zdecydowanym ruchem wyswobodził się z mocy zaklęcia i spojrzał nienawistnym wzrokiem na dziewczynę. A z ust wyjął niegrzecznego ślimaka. Fuj. Nie cierpiał mięczaków.

Mięczaki widocznie również go nie lubiły. Może był to tylko ten. Ale fakt faktem, że ślimak nagle rozdziawił paszczę, ukazując pełen komplet ostrych zębów. I spróbował mu odgryźć rękę. Do tej chwili Kagami nie wiedział, że ślimaki mają wogle otwory gębowe. A tu proszę, jaka niespodzianka.
Niespodzianka miło i przyjaźnie zawarczała i opluła go śliną.

***
Assasyn wyszedł w końcu z portalu.
-Nienawidzę tego! - Potrząsnął głową, rozruszał mięśnie, bo po jego lekach strasznie zdrętwiały.-Uuuu....! Musiała go ciągnąć po ziemi bo tu jest jakaś spora kotlina. Może być ciekawie więc idę za nimi.

***
-Osz kurczę. - Eana przełknęła ślinę. - Ej może pogłaszcz go to cię puści...
Kagami spojrzał na nią jak na idiotkę, ale zastosował się do jej instrukcji i pogłaskał ślimaka po czułkach. ten Tylko ciapną go pożegnalnie i poszedł w swoja stronę.

Kagami wzdrygnął się na samą myśl, że mógł mieć to ohydne stworzenie w ustach. Tak, Matka Natura zdecydowanie obdarzyła go zbyt dziwnym zamiłowaniem do higieny...
- Eee. Dzięki - wymamrotał i spojrzał na dziewczynę. Jej twarz umazana była błotem, strój na ramionach miała podarty. Dyszała ciężko, starając się przybrać wojowniczą pozę. Wyglądała... komicznie. Kagami wybuchnął śmiechem, złapał się za brzuch i zaczął zataczać po ziemi. Eana patrzyła na niego jak na idiotę.
- No co? - wyzipał. - Mózg mi się przekręcił po starciu ze ślimakiem.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle nie oberwał butem w twarz. "Ałaaa. Znowu robią ze mnie chłopca do bicia!", pomyślał.

Nagle wszędzie rozległ się śmiech i metal zaśpiewał. Jeden metalowy nóż ze świstem odciął pukiel włosów dziewczynie.
-Chyba jestem zbyt miły, powinienem rzucić w kolano, ale nie chcę by ktoś cierpiał. Jestem pacyfistą. Więc pacyfistycznie rozstrzygnijcie ten spór. Z tego co widziałem możecie wiele.

***
Saitou obudził się nagle w dziwnym miejscu. Coś mu mówiło że jest przetrzymywany gdzieś wbrew własnej woli. Może to była naprawdę ciasno ściśnięta lina, zawiązana w artystyczną kokardkę, a może wpatrujące się w niego stado motylków.
Trzymających widelce, jeśli warto o tym wspomnieć.
- Jesteś zatrzymany za śledzenie, próby porwania i zastraszanie, o! - Krzyną cienkim głosikiem stojący na przedzie owad.
- O! - zakrzykną za nim chórek piskliwych głosików.

***
Eana stała jak skamieniała. Nie wiedziała co robić. Nie mogła tak szybko dorzucić sztyletem. Dodatkowo włosy... To podziałało jak płachta na byka.
-Co ty sobie wyobrażasz?!

Kagami pocierał po obolałej szczęce i wpatrywał z zaskoczeniem na dziwnego-przybysza-chyba-z-psychiatryka. Poczuł dziwny ból w klatce piersiowej na widok opadającego pukla kruczoczarnych włosów Eany. Zaraz, skąd on wiedział, jak dziewczyna ma na imię? Nieważne zresztą. Wyjął z kieszeni lustro i położył na trawie. Jeśli dziewczyna ma choć trochę rozumu, będzie wiedziała, co zrobić dalej. Pomknął dalej w las, znikając przybyszom z oczu. Nie chciał dzisiaj zgrywać bohatera. O, nawet ślimak z nim się zgadza!
Zaraz, ślimak?!
Oto przed Kagamim pojawiło się stado ślimaków, uzbrojonych w łyżki i rolki papieru toaletowego. Wszystkie uśmiechały się dziwnie.
- Ratuuunku! Motyyyle! - usłyszał gdzieś z daleka-niewiadomo-gdzie wrzask Saitou. No ładnie. Z ratunku nici.
- Jesteś teraz w naszej mocy, Wielki Mięczaku. - zakrzyknął ślimak na przodzie.
- Oł - wyjąkał Kagami.

***
Ślimaki, motyle, dziewczyna czerwona na twarzy, motyle, ślimaki, lustro, nic nie rozumien- pomyślał i przyjął pozycję do obrony
-Posłuchaj ja nie chcę cię zabić poprostu porozmawiajmy, uspokój się i wszyscy będą szczęśliwi.

- Nikt nie będzie szczęśliwy! - krzyknął ślimak-przywódca. - Albowiem to JA zostanę panem tego świata! MWAHAHAHAHA!!!
- Mooootyyyleee! Aaaaa!!! - Darł się gdzieś w tle Saitou.
Nagle parę metrów nad ziemią otworzył się portal, i wypadł z niego diabełek. Rozejrzał się i paskudnie zaklną.
Eana klęknęła nad puklem włosów i zaczęła cicho szlochać. Poleciał też teksty typu "Nikt mnie nie kocha".
Wtem pojaśniało, pociemniało, i pośrodku całego zamieszania pojawił się różowy kucyk Pony.
- Do boju! - krzykną przywódca ślimaków i rzuciły się one grupą na biednego konika. Poleciały strzępy papieru toaletowego, wystrzeliło w powietrze parę widelców...
Niespodziewanie rozległy się pierwsze takty piosenki "Barbie Girl".

Przerażony Saitou biegał tam i z powrotem, potykając się o wystające konary i zgraję zmutowanych chomików. Nie, ślimaków.. A co tu robią ślimaki?! Nagle wpadł na kogoś. Poczuł znajomy zapach, ale jakoś nie mógł dojść, do kogo należy.
- O, witam, witam, panie Króliku! - zaczął potrząsać z entuzjazmem ręką gościa, która w następnej sekundzie zarezerwowała mu strzał z liścia.
- Co ty robisz, palancie? - Kagami wpatrywał się z irytacją w przyjaciela.
- Oooo! Kagaaaami! Przyszedłeś mi na ratunek! - Saitou rzucił się w objęcia Kagami. Niestety, napotkał zimną trawę.
- Przymknij się. I ty mnie nie dołuj. Co to za zamieszanie? - rzucił Kaname i zaczął obserwować biegi wydarzeń. Eana starała się uwolnić od grona skrzeczących motyli z kijami, tajemniczy gość gdzieś zniknął. A Kucyk Pony kopał zmutowane ślimaki. Niestety, po kilku sekundach ktoś oplótł jego ramiona. Cuchnął. Kagami odwrócił się i ujrzał wielką biedronkę!
- Wyjdź za mnie! - krzyknął owad i zaczął biegać za Kagamim, chcąc otrzymać buziaka.
A Saitou spał.

***
Co się dzieje?!?!?-krzyknął zabójca i na chwilę zrobiło się cicho.
NA TEGO W BIAŁYM!-krzyknął przywódca ślimaków
Ej, nie musisz tego robić. Ochydny robal, a zgiń ostatni ogniwie ewolucji. Przepadnij.

Posypały się ślimacze głowy.

***
Eana odczepiała od siebie wstrętne robactwo. Miała dość. "Tylko różowego słonia brakuje... A nie on już był" Poszła zobaczyć co to za lusterko...
Podniosła je i usłyszała:
-Och ty piękna jak jutrzenka! Twoje włosy lśnią w tym balsku... - to co usłyszała wystarczyło jej aż nad to.
-Ale idiota! Lusterka pomylił... - spojrzała z niesmakiem na różowy przedmiot. - Teraz będę musiała go ścigać od nowa.

***
Kagami uciekał przed zmutowaną biedronką. W pewnej chwili zwinnie uskoczył w bok, zwieszając się rękoma na gałęzi drzewa. Westchnął z ulgą. Biedronka pobiegła dalej. Zerknął w bok i zauważył zrzędzącą Eanę. Uśmiechnął się. Lusterko widać się podobało. Nagle ktoś go złapał za ramiona
- Jesteś nasz. - wykrzyknął ślimak. Kagami przełknął ślinę i pobiegł przed siebie. Złapał zaskoczoną Eanę za nadgarstek i pociągnął za sobą.
- Gdzie ty mnie ciągniesz, ty...! - złorzeczyła dziewczyna.
- Cicho bądź. Pokażę ci, o co chodzi z tym lustrem i papirusem! Tylko biegnij ze mną!
Zgodnie z oczekiwaniami, dziewczyna się uciszyła. A biedronka nadal deptała im po piętach

***
Kiedy ślimak włożył assasynowi mech do ust, żeby się uciszył, skończył się zły czlowiek, a zaczął zły wampir. Alucard pojawił się niewiadomo skąd i zaczął zabijać jak opętany. Jego władca natomiast pobiegł za dziwną parką. By w jakimś czasie dołączyć się do rozmowy jakby nigdy nic. On poprostu uwielbia te zdziwione twarze.
***
Eana odskoczyła z okrzykiem. Przy okazji pociągnęła Kagame za ramię i schowała się za nim. Chłopak chyba nie był na to przygotowany bo zachwiał się i upadł na mech wraz z dziewczyną. Oboje patrzyli zdziwieni na assasyna.
-Spokojnie nic wam nie zrobię chcę tylko porozmawiać. – mówił jak do upośledzonych umysłowo i odsunął się kilka metrów chcąc okazać swoją dobrą wolę.
-Akurat! Już to widzę. Myślisz, ze… - dziewczyna urwała w pół słowa i patrzyła na cos zdziwiona. Kagami poszedł za jej wzrokiem i również siedział z otwartą buzią.
Nagle wampir poczuł, że coś ciężko za nim dyszy. Odwrócił się i ujrzał zielona krowę w kropki bordo. Owa łaciata pochyliła łeb i zaczęła przeżuwać jego włosy kręcąc mordą.

Eana i Kagami nie wiedzieli co robić. Chcieli jednocześnie śmiać się, uciekać i pomóc byłemu łowcy. Mućka zaś ewidentnie nie miała zamiaru porzucić dobrego pastwiska.
Altair czuł się coraz lepiej. Dawno nie miał takiej zabawy, krowy, ślimaki, motyle i inne świństwa i dziwactwa. Ale to zepsuło jego idealny świat.
-To co siedzimy tutaj, czy idziemy w inne miejsce, bo uwierz mi, nie przypadł mi do gustu ten fryzjer. Ejjj...! Ona mnie zaraz obślini. Ohyda.
Mała stróżka śliny popłynęła po jego czole, między oczami, z prawej strony nosa, aż do otwartych z obrzydzenia ust. Zabójca oddał co do niego nie należało i zaczął przeklinać tak, że niejeden Wiking poczułby respekt.

Nagle coś zahuczało w oddali. Parę drzewek dramatycznie upadło na ziemię, niby kostki domina. Zza nich wyłoniła się wielka, sądząc po kolorze truskawkowa galaretka z bitą śmietaną na szczycie. Przed nią biegło stado mandarynek. Przed tarczą księżyca przesuną się ciemny kształt, podejrzanie przypominający kapeć.

W tym samym czasie nasz znajomy diabełek zakradł się na tyłu obozu armii ślimaków, gdzie zostały małe ślimaczątka. Diabełek karmił je ukradkiem. Od ukradła ślimaczki puchły i umierały.