poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Toster terroru


Betowała SanteMei, której za to serdecznie dziękujemy :3
 
Mdłe światło jarzeniówek odbijało się w metalicznej obudowie tostera, stojącego gdzieś pomiędzy ekspresem do kawy i niedbale porozrzucanymi pudełkami po lekach uspokajających. Żarówki nagle zgasły, ale tylko po to, żeby za chwilę znów się zapalić.
Pradawne zło czekało, aż nadejdzie jego czas na zemstę.

- Dajcie temu pacjentowi z czwórki podwójną dawkę leków uspokajających.
- Och? Ma nawrót?
- Chyba. Zaczął krzyczeć na widok tostów.
- Skoro tak, zrobię jak pan doktor sobie życzy.

Oddział psychiatryczny był równie dobrym miejscem jak każde inne na wprowadzenie w życie planów. Planów morderczych i złych, warto dodać. Absolutnie koszmarnych, rzecz jasna.
Toster również nie był taką złą rzeczą do opętania. Naprawdę, lepsze to niż jakaś niedorobiona lalka, czy coś w tym stylu.

- Masowa histeria?
- Szo? Um, tak, tak. Co z tymi tabletkami?
- Ta podwójna dawka leków uspokajających? Jest, dla którego pacjenta ją podać?
- Śmierć... znaczy, to dla mnie, hek.
- ...
- Byłaby siostra tak miła i zrobiła mi jeszcze tosta, co? Ży drzemerem, znaczy dżemem, poproszę. Truskawkowym, jeśli można.

Późnym popołudniem przywieziono nową pacjentkę.
- Pośćcie mnie, niegodne psy!
- Przynieście Valium dla panny... jak to jej napisali w dokumentach... Adelajdy Zimmerman.
- Nie no, zwariuję tu przez was! Nikt mnie nie słucha!
Echo jej wściekłych wrzasków złowrogo odbijało się od ścian korytarza.

- Panno Zimmerman, co może pani powiedzieć o swoim dzieciństwie?
- Chcesz umrzeć?
- Nie, pytam o twoje dzieciństwo. To taki okres w życiu każdego człowieka, gdy...
- Wydłubię ci oczy tym długopisem. A notatnik wepchnę ci do gardła, zobaczysz - głos dziewczyny był lodowaty niby zero absolutne i nadal wydawał się ochładzać.
- Fascynujące. Jakie miałaś stosunki z rodzicami?
- ...

Adelajda trafiła do izolatki. Było tam nudno, więc opracowała genialny plan ucieczki. Do jego zrealizowania brakowało jej tylko dynamitu.
Zaczęła więc kopać tunel doczepioną jej plakietką.

- Panie doktorze, kończy nam się zapas leków uspokajających.
- Taaak? Cieszę się.
- …
- Ależ te tosty wyborne, nie uważa pani?
- Przepraszam, ale ja tu w przeciwieństwie do niektórych pracuję, nie mam czasu na degustację.
- Ale to bardzo dobre tosty, naprawdę! Wszyscy je tu doceniają! Wszyscy jedzą tosty!
Korzystający ze swych nadnaturalnych telepatycznych zdolności toster słyszał to wszystko i złowieszczo odbijał światło lamp.

- Niedorobione te izolatki - mruknęła Adelajda pod nosem, wyczołgując się przez wydłubaną dziurę w ścianie.

Na oddziale niepodzielnie panowała panika.
- Pacjent spod dwójki wyskoczył przez okno i zwiał!
- Ta schizofreniczka spod ósemki huśta się na żyrandolu w holu!
- A ja to bym zjadł tosta...
- Ten gościu z czwórki wlazł na szafę i nie chce zejść!
- Serio bym zjadł tosta.
Toster mentalnie wybuchnął złowrogim śmiechem. Przy okazji wysadził korki.

Pacjentka Zimmerman, burcząc pod nosem rzeczy, które do druku zbyt się nie nadawały, dolazła jakoś do kuchni. Ciemno było jak podczas ataku ninja.
Na wszelki wypadek chwyciła stojący w kącie (któż wie w jakim celu?) pogrzebacz. Tak na wszelki wypadek.
I wtedy jej uwagę zwrócił lśniący złowrogo toster. Ponieważ jego widok wydał jej się irytujący, poprawiła chwyt i mocno walnęła urządzenie.
Bardzo mocno.
Światło nagle się zapaliło, na chwilę oślepiając dziewczynę.
- Dom wariatów – westchnęła. - Prawdziwy dom wariatów. 

czwartek, 15 marca 2012

12.

Nasza szanowna SanteMei kazała mi napisać coś o mojej epickiej codzienności. A więc: moja epicka codzienność składa się z spania, czytania, snucia się po szkole/domu, siedzenia na huśtawce, marnowaniu wzroku przy komputerze i ogólnym lenieniu się.
Też nie wiem, po co miałam to napisać. I jeszcze zapowiedzieć, że następne będzie yaoi, jak żadnego nie będzie o.O

piątek, 21 października 2011

Mordercze mikrofalówki

Na życzenie. Niezbyt to sprawdziłam, więc błędów pewnie będzie od groma.



Rzeczywistość ma to do siebie, że wcale nie musi być logiczna czy sensowna.
To najrozsądniejsze, co można stwierdzić, gdy słyszy się w lokalnym programie telewizyjnym, że ta starsza pani z siódmego piętra zmarła po tym, jak na głowę spadła jej mikrofalówka.

Jak podaje prasa (bo prasa nigdy nie odpuści, a już na pewno nie takiego tematu) narzędzie zbrodni było własnością ofiary. Wypadło z jej własnego okna, gdy przechodziła pod nim wracając ze sklepu.
Mieszkanie było zamknięte, kluczy był tylko jeden komplet.
Oczywiście, że pani Dobrzyńska miała go przy sobie w chwili śmierci.

Następnego dnia całe osiedle mówi już tylko o jednym. Młodą kobietę znaleziono martwą w jej mieszkaniu. Uduszoną kablem. W chwili znalezienia ciała nie żyła od dwóch dni.
Mieszkanie zamknięte od środka, jakżeby inaczej.
Gdy zdrowy rozsądek mówi „przypadek”, media oczywiście wołają „seryjny morderca”.

Tym razem, dla odmiany mieszkanie nie było zamknięte. Żyło tam małżeństwo z dwójką dzieci.
Odstawiwszy dzieci do szkoły, matka wpadła na plotki do koleżanki z bloku naprzeciwko. Gdy po powrocie znalazła męża przygniecionego przez lodówkę, krzyczała bardzo długo.
Trochę za szybko przestało to być śmieszne, nawet dla dzieci.

Cztery dni później dziennikarze szaleli. Trzy śmierci jeszcze można podciągnąć pod przypadek. Sześciu już nie.
Rodzice przestali pozwalać swoim pociechom samotnie bawić się na podwórku. Wyprawy do sklepów czy znajomych odbywały się teraz całą rodziną.
Dom zawsze kojarzył się ludziom z bezpieczeństwem. W chwili, gdy niewidzialny morderca przenika przez zamknięte drzwi czują się oszukani.

Czteroletnia dziewczynka. Konduktor. Kasjerka w sklepie za rogiem.
Nauczycielka plastyki w podstawówce, taksówkarz, kelnerka, dentysta, student anglistyki.
Między innymi.
Jakiś genialny dziennikarz zauważył, że wszystkie morderstwa (wszyscy już przyjęli, że tak musi być) związane są ze sprzętem elektryczny.
No cóż, trudno, robimy sobie odwyk od komputera.

Parę rodzin wyjechało. Zaczęły też krążyć niestworzone opowieści, jakoby zwykłe sprzęty zyskały samoświadomość. I zaczęły się mścić. (Ale nie wiadomo za co.)
– Ta, jasne – śmiali się ludzie. – Za parę dni zaczną nas atakować także rośliny, co?
Następnego dnia znaleziono martwe trzy osoby.
Nie wiadomo jakim cudem, ale bluszcz pnący się po bloku rozbił okna i oplótł śpiących ludzi tak, że uniemożliwił im oddychanie.

Mieszkania w osiedlu staniały. Nawet bardzo. No, w końcu ludzie sprzedawali je na gwałt.
Po dwóch tygodniach nie mieszkał tam już nikt.